piszę już teraz, żeby nie przyszło mi do głowa by coś wieczorem zjeść. wczoraj jak pisałam, tak od 11 nic już nie jadłam i nie byłam nawet bardzo głodna. postanowiłam jeść śniadania i obiady, inaczej rodzice się zorientują i znowu mogą szukać bloga. wolę nie ryzykować. planuję głodówkę od środy do niedzieli. zrobię wszystko żeby myśleli że jem, ale trochę się boję, bo nie chcę znowu kontroli a teraz mi zaufali, jeśli chodzi o posiłki.
dlaczego tak bardzo pragnę być chuda? czasem chciałabym być bez tego wszystkiego, ale teraz już nawet nie pamiętam jak to jest żyć bez zaburzeń odżywiania...
bilans:
śniadanie: owsianka na mleku sojowym waniliowym, mandarynka, otręby żurawinowe granulowane, czerwona herbata
[200]
w szkole:
kawa z mlekiem i cukrem[!]
[70]
obiad:
pół ozorka, łyżka ziemniaków, tarta marchewka
[200]
[edit]
kolacja:
jabłko
[70]
2 mandarynki
[60]
razem [600]
jednak muszę chyba jeść cokolwiek na kolację, bo wolę zjeść parę owoców niż potem rzucić się na chleb czy ciastka. po za tym ciężko jest mi się od razu ograniczyć. wiem że to żadna wymówka, jutro będzie już mniej tych pieprzonych kalorii.
limit na dzień to 300-600kcal.